niedziela, 26 stycznia 2014

książka

Wpadłam w melancholię…Nie przeczytam, nie będę miała skąd pożyczyć, a chciałabym. To w ogóle jest ciekawe; PRL nauczył chłopskie dzieci czytać, masowo kształcił, a przedtem rozpirzył kulturę mieszczańską i ziemiańską (o ile się dało). A te dzieciaki jak tylko nieco okrzepły w nowych rolach, nostalgicznie i zachłannie zatęskniły za dworkiem z kolumnami przy ganeczku, za palmą w salonie, za tytułami i sygnetami. Chłopskie wnuki kupować jęły fraki (co to dobrze leżą dopiero na trzecim pokoleniu). Dopiero co opowiadałyśmy sobie ze Starą Żabą o zabawnych (dla obserwatora) aspiracjach nowej klasy pieniężnej i o tym, że majątki ludzi, którym dzisiaj zazdroszczą, były w latach przed wojennych zadłużone po dachy i niejeden posesjonat odetchnął z ulgą, kiedy to „państwo” przejęło na siebie ich ziemię i długi. Młodsza kiedyś kupiła jabłkowo – pomarańczową przyprawę do kaczek i gęsi. Po co kupił taką przyprawę ktoś, kto nie przepada za ciemnym drobiem? Słoiczek stał sobie na półeczce, aż dzisiaj stara Pyra wzięła go, otworzyła, spróbowała tego, co w środku – i – posypałam z lekka tymi suszonymi jabłkami rybę, co to dzisiaj za obiad posłuży. Będzie mirun w przyprawie owocowej i tymianku do surówki z białej rzodkwi. U mnie -24C. Na śniadanie twaróg, rzodkiewka, szczypiorek. Twaróg robi za kromuchę, zawsze dobrze sprasowany, ale nie suchy. Na obiad jeszcze nie wiem co, na deser czereśnie prosto z Chile. Dostojewskiego czytałam dawno temu, „Zbrodnia i kara” była chyba za moich czasów lekturą szkolną w ogólniaku. Ostatnio przypomniałam sobie „Wzgórze błękitnego snu” Newerlego, tę książkę powinno się czytać w upalne dni, scenariusz za moim oknem akuratny do powieści. Nie podobają mi się wieści ze świata. Nie chce mieć kolejnej Syrii tuż obok. Rzecz w tym, że tam jest bunt ale nie ma żadnej myśli politycznej na przyszłość. To kolejna, słynna „ruchawka” jak bunty chłopskie. Wiedzą czego nie chcą, nie wiedzą czego mogą chcieć i jak to uzyskać. Ryzykują własnym państwem, które mają po raz pierwszy i to od niedawna Wczoraj zapalił się dom seniorów w prov. Quebec. Płonął jak pochodnia, 3 osoby nie żyją, 30 osób się do tej pory nie doliczono. Tylko 6 osób tam zamieszkujących mogło się poruszać o własnych siłach. Niedaleko mnie budują dosyć spory dom dla seniorów, chyba 3 piętra, nie liczyłam. Cała konstrukcja, a jakże, z drewna. Kto w dzisiejszych czasach stawia takie przybytki z drewna? Owszem, zraszacze włączają się automatycznie, ale czy to jest dobre zabezpieczenie w takich miejscach? Wątpię. Mój dom jest drewniany, ale to jest parterowa, mała chatka, skok przez okno nie grozi niczym więcej, niż nabiciem sobie guza w najgorszym wypadku…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz